Tegoroczny zlot żaglowców Baltic Sail organizowany w Gdańsku po raz 21, odbywał się w dniach 29 czerwca do 2 lipca br. Zasadniczą nowością zlotu było usytuowanie centrum imprezy wraz ze sceną główną na Wyspie Ołowianka. Stało się to możliwe dzięki uruchomionej niedawno kładce przez Motławę właśnie na wyspę prowadzącą. Tam też miała miejsce konferencja prasowa, dająca obraz planowanym wydarzeniom, jak też późniejsze, scenicznie przeprowadzane oficjalne otwarcie zlotu, wręczenie przechodniego Bursztynowego Pucharu Neptuna dla zwycięzców dorocznego wyścigu o to trofeum. Cały też czas trwania zlotu wypełniała muzyka szantowa dobiegająca ze sceny (koncerty znane nam pod nazwą „Szanty pod Żurawiem”), na której prezentowały swoje umiejętności popularne zespoły szantowe. Na lądzie działo się dużo i mimo zniechęcającej, deszczowej, piątkowo-sobotniej aury sporo było ludzi zainteresowanych wydarzeniami.








Odniosłem też nieodparte wrażenie niewielkiego uczestnictwa jednostek pływających w zlocie. Co prawda najwięksi uczestnicy, żaglowce takie, jak: „Santa Barbara Anna”, „Joanna Saturna”, „Baltic Beauty”, „Bryza H”, „Baltic Star”, „Ark”, „Ernestine”, „Olander”, „Norøy” czy kilka większych jachtów odbywały rejsy turystyczne na Zatokę Gdańską i nie zawsze były w porcie widoczne. Z pamięci kilku ostatnich lat wydobywam widoki cumujących ze sobą burta w burtę wielu ciekawych jednostek – tego roku nigdzie nie było gęsto.

Odbywająca się na zakończenie zlotu, 2 lipca parada na Motławie również świeciła pustkami. Niewiele przybyło mniejszych jednostek i jachtów motorowych, być może inne wydarzenia nie pozwoliły na obecność. Na pewno dopisała publiczność, która oblegała barierki po obu stronach Motławy. Brakowało mi też trochę zwykle w pióropuszach wody prowadzącego paradę holownika.
Końcówkę parady zakłóciła dość brawurowa jazda statku Żeglugi Gdańskiej „Danuta”, który koniecznie musiał wyprzedzać idące torem wodnym jachty, co skutkowało otarciem się burtami z idącym w przeciwnym kierunku na czele parady s/y „Santa Barbara Anna” (zajrzyj tu – kliknij). Dzisiaj już wiadomo, że uszkodzenia nie były poważne (na szczęście żaglowiec nie znalazł się w tym miejscu kilka sekund szybciej) i armatorzy porozumieli się ze sobą co do dalszych działań.

Tekst i zdjęcia: Cezary Spigarski