W miniony czwartek, 20 kwietnia 2017 roku na cmentarzu w Gdańsku Oliwie pożegnano zmarłych w styczniu w podlizbońskim Cascais Mariannę (używającą imienia Joanna) i Władysława Kossakowskich. Małżonkowie od ponadpółwiecza przebywali na emigracji, mieszkając m.in. w Brazylii, Danii, Stanach Zjednoczonych i Portugalii. W uroczystościach pogrzebowych wzięli udział – oprócz przybyłego z hiszpańskiej Malagi syna Juliusza (producenta filmowego i reżysera), jego żony Iwony oraz ich trzech osiadłych w Londynie córek: Giovanny, Michaelli i Paoli – najbliżsi pozostali w kraju, znajomi, ale też przedstawiciele Stowarzyszenia Starszych Mechaników Morskich i gdyńskiego Stowarzyszenia Absolwentów Szkół Morskich, dla których inż. Kossakowski pozostał wysokiej klasy fachowcem, niekwestionowanym autorytetem i dawnym, niezapomnianym kolegą. Podczas ceremonii żałobnej mówił o tym starszy mechanik senior, absolwent Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni w 1950 roku, Zbigniew Pytko, przybliżając odległe czasy pracy na motorowcu „Mikołaj Rej”, jednym z pierwszych tego typu statków w PLO, gdzie Zmarły był jego przełożonym, przyjacielem i współuczestnikiem dalekowschodniej, chipolbrokowskiej podróży. Przywoływaną niezwykle ciepło osobowością, jakie spotyka się na drodze przez życie nieczęsto.
Ponieważ o aktywności zawodowej Władysława Kossakowskiego wspominaliśmy dość obszernie w materiale informującym o Jego odejściu (zajrzyj tu – kliknij), słów kilka o pochodzeniu i losach rodu przyszłego szefa maszyn „Batorego” i dyrektora technicznego PLO, zanim ten ujrzał gmach Szkoły Morskiej i morze, a wnętrze wypełniły młodzieńcze marzenia i dążenia poznania intrygujących rozległości świata bliżej.

Pradziadem inżyniera był zatem hrabia Józef Korwin Kossakowski, właściciel ziemski dóbr Smardzewice w powiecie Opoczno, który po upadku Powstania Styczniowego, chcąc uniknąć represji zbiegł wraz z rodziną do zaboru austriackiego, osiedlił się we wsi Sękowa, nieopodal Gorlic, nabywając tam prawa do eksploatacji pól naftowych. Józef Korwin – jak wynika z dociekań genealogicznych Władysława Kossakowskiego – był ojcem córki Anieli i syna Kazimierza, który ożenił się z Pelagią Kostórkiewicz, z tego zaś związku przyszło na świat rodzeństwo: Adela, późniejsza profesorka gimnazjum w Gorlicach i syn Stanisław, ojciec Władysława, absolwent Politechniki Lwowskiej w 1914 roku. Po wybuchu pierwszej wojny światowej, przebywający w Warszawie Stanisław został internowany, po czym jako jeniec i obywatel zaboru austriackiego wywieziony do Astrachania. Ponieważ stosunek władz rosyjskich do przetrzymywanych Polaków z każdym miesiącem wojny stawał się coraz bardziej nieprzyjazny, a nakładane rygory egzekwowano sumiennie i dotkliwie, mężczyzna zgodził się na syberyjską zsyłkę. Drogę w głąb imperium, gdzie po trzech miesiącach pobytu miał być zwolniony z ciągłego dozoru policji, ale też gdzie upatrywał szansy rozpoczęcia normalnego życia. Decyzją władz carskich znalazł się na terenach Zachodniej Syberii, w Tiumeni, w ówczesnej guberni tobolskiej. Tu wraz z grupą Polaków otworzył, wykorzystując nabytą wiedzę zawodową, fabrykę mydła, środków czystości i kosmetyków, po dwóch latach aktywności zatrudniając ponad tysiąc osób. Tu dorobił się własnego domu i szacunku miejscowej społeczności. Tu wreszcie spotkał, pochodzącą z litewskiego Poniewieża, swoją przyszłą żonę Marię. Względnie krótki okres rodzinnej sielanki zakończył się wraz z wybuchem rewolucji, nazwanej później październikową, i pojawieniu się w Tiumeni (stało się to w ostatnich miesiącach 1917 roku) oddziałów bolszewickich. Czas prosperity Stanisława Kossakowskiego, znanego w mieście i okolicy „burżuja” dobiegł zatem definitywnego końca. Dzięki pomocy wuja, który piastował stanowisko dyrektora i administratora lasów rządowych, młody inżynier zniknął z oczu nowych władz, zaszył się w ciemni puszczańskiej głuszy, która wciąż pozostawała pod nadzorem krewnego, w końcu został kierownikiem zakładu pieców, które wypalały węgiel drzewny dla kombinatów Magnitogorska. Po pewnym czasie, kiedy sowiecki terror na syberyjskich połaciach zelżał, a pojawienie się w Tiumeni nie niosło w sobie większego zagrożenia, rodzina powróciła do wybudowanego przed rewolucją domu, Stanisław podjął pracę w przejętej przez komunistycznych komisarzy fabryce, z nadzieją obserwowano dobiegający końca konflikt światowy. Zbrojne starcia, które nie przynosiły długotrwałego spokoju, nie pozwalały na myśl o drodze do kraju, po których miało dojść do jeszcze jednej konfrontacji: do wojny polsko-bolszewickiej.
– Chyba z radości odniesionego przez Polskę zwycięstwa nad bolszewikami zostałem poczęty, aby ujrzeć światło dzienne w marcu 1921 roku… – pisał w swych wspomnieniach Władysław Kossakowski, dodając nieco dalej o pakowaniu rodzinnego dobytku i rozpoczętej trzy miesiące później, niełatwej podróży do Macierzy. Przeprawy, która zakończyła się na granicy sowiecko-polskiej dramatycznym epizodem rozdzielenia małżonków. Po kategorycznym stwierdzeniu, że mająca litewskie obywatelstwo Maria nie może wjechać na terytorium Polski (w tym czasie, po zatargu o tzw. Litwę Środkową, stosunki dyplomatyczne z tym krajem nie były utrzymywane), Stanisław wyruszył do rodzinnego Sękowa, a potem Borysławia, gdzie znalazł zatrudnienie w zagłębiu naftowym, a kobietę z maleństwem na ręku zawrócono na Litwę. Polecono udać się do Poniewieża, do rodzinnego domu babki. Patowa sytuacja rozwiązała się w dość nietypowy, by nie powiedzieć sensacyjny, wyjęty z filmowego scenopisu sposób. Po nieudanych próbach sprowadzenia żony drogą sprostania formalnym, administracyjno-prawnym wymogom, Kossakowski odnalazł kolegę z czasów lwowskich studiów, który po wojnie polsko-bolszewickiej pozostał w wojsku i pełnił funkcję dowódcy pułku na pograniczu z Litwą, aby wraz z nim ustalić plan akcji, która miała przynieść oczekiwane rozwiązanie. Zamysł ten sprowadzał się do przewiezienia Marii z dzieckiem w pobliże granicy, za którą stacjonowała jednostka pułkownika, ową granicę przekroczyć miał z pozoru nieświadomy faktu, błądzący nocą pluton polskiej kawalerii, który po zabraniu kobiety i jej syna powinien zawrócić do koszar, meldując o wykonaniu zadania. Inżynierskie koncepcje wypełniono perfekcyjnie. Doszło do połączenia rodziny, szczęśliwego przejazdu do Borysławia, a wdzięczność wojsku – jak podkreślał Władysław – pozostała w ich sercach na zawsze.
O życiu w Borysławiu, gdzie inż. Stanisław Kossakowski otrzymał posadę kierownika stacji przepompowni amerykańskiej firmy petrochemicznej The Nobel Brothers i dalszych dziejach Władysława, wspominaliśmy wcześniej. Dziś w dniu Jego pochówku na Cmentarzu Oliwskim, w grobie, w którym spoczywają rodzice Maria i Stanisław, ale też w chwili podjęcia Wiecznej Wachty na „ojczystym morzu”, dopowiedzmy tylko, że rozdzielona czasem i tysiącami kilometrów Rodzina spotkała się ponownie. Powrócili do siebie, metaforycznie mówiąc, odnaleźli się, są – jak na granicy polsko-litewskiej przed blisko stu laty – razem.
Żegnamy Pana Małżonkę i Pana, Panie Inżynierze. Spoczywajcie w spokoju.
Tekst i zdjęcia: Ryszard Leszczyński
Pełny biogram inż. Władysława Kossakowskiego oraz bardziej pełny zakres informacji o jego aktywności w gospodarce morskiej kraju w latach 50. minionego stulecia, znaleźć można w 2 i 4 tomie wydanej przez naszą Fundację książki Ryszarda Leszczyńskiego „Ginące frachtowce”.