16 sierpnia br. w Gdyni zaznaczył się wielką, masową imprezą – odbyły się bardzo widowiskowe loty uskrzydlonych machin, biorących udział w 5. krajowej edycji Konkursu Skoków Red Bull. Machiny to efekt pomysłów narodzonych w głowach pasjonatów, realizujących swoje lotnicze marzenia, niekoniecznie z przygotowaniem inżynierskim. Do konkursu stanęło 40 takich domowej konstrukcji skrzydlaków. Oczywiście nie było łatwo – jury wcześniej wybierało z prawie 700 zgłoszonych do konkursu projektów…
Zadaniem głównym twórców danej machiny stał się lot z ustawionej w gdyńskim, przy Skwerze Kościuszki – Basenie Prezydenta, na wysokości 6 metrów rampy startowej. Przy starcie obowiązywał złożony napęd mięśniowy – co nie oznacza, że pilot zmuszony był do użycia własnych mięśni – nie, na napęd składały się mięśnie całej ekipy, której zadaniem było rozpędzenie po kilkunastometrowym pasie startowym machiny lotniczej, aby poszybowała jak najdalej nad morze… Generalnie słychać było, że śmiałkowie latać będą na byle czym…

Jednak nie sama długość lotu miała zdecydować o zwycięstwie. Zacne grono sędziowskie, w którego skład (co jakiś czas zmienianego) wchodzili sportowcy znani ze swoich ekstremalnych zamiłowań, piloci, artyści estradowi i prezydenci (znaczy jeden – ten z Gdyni – Wojciech Szczurek), miało ocenić również kreatywność (po naszemu mówiąc pomysł i wykonanie) oraz 30-sekundowy występ poprzedzający lot – muzykę towarzyszącą, kostiumy i aranżację – bo przecież miało być zabawnie, barwnie, z dramaturgią i w przestworzach. A komisja sędziowska to ludzie znani, nie tylko w Polsce, ale i w świecie. W składzie znaleźli się m.in.: Thomas Morgernstern, Adam Małysz, Felix Baumgartner – wydaje się, że ich sukcesy to między innymi zasługa tego, że nie musieli latać na byle czym… :), byli tam również: Jarosław Hampel, Łukasz Czepiela, Michał Kościuszko, Jakub Przygoński, Tomasz Kuchar, Paulina Przybysz, Ania Bosak, Alan Andersz (poczytaj o nich tu – kliknij).




























































Cały Skwer Kościuszki zaroił się od publiczności (mówi się o 100.000 gości). Kto pierwszy – miał szansę oglądnąć loty na siedząco – z trybuny widokowej, co jakiś czas służby ochrony starały się zapobiec siadaniu na byle czym :) i zbyt wysoko, kto nie pomyślał zawczasu – na pewno przez te kilka godzin odczuł brak krzesła. Ale, sądząc po zainteresowaniu i wytrwałości oglądających, którzy wytrzymali do końca – chyba warto było trochę pocierpieć, mimo, że można było odebrać wrażenie pewnego przeciągania czasowego – to tylko wrażenie, które trzeba było zrozumieć. Otóż po każdym wzbiciu się w powietrze, machina po wykonaniu swego lotu i kontakcie z wodą – po prostu ulegała rozbiciu i często rozpadowi, a względy bezpieczeństwa nakazywały uporządkowanie okolic miejsca lądowania następnych lotników.
































































































































































Ważnymi też punktami wprowadzającymi urozmaicenie konkursu były pokazy profesjonalistów lotniczych na profesjonalnym sprzęcie. Latali pokazowo – śmigłowcem Bolkov BO 105 (mówią, że to jedyny taki śmigłowiec, który jest w stanie latać do góry kołami…) Siegfried Schwarz oraz czeski The Flying Bulls Aerobatics Team na samolotach do akrobacji lotniczych.








Wygrani? Wydawać by się mogło, że najwięcej do powiedzenia miał tu juror – prezydent Gdyni Wojciech Szczurek (6 gdyńskich ekip w pierwszej dziesiątce) – ale z drugiej strony – wiadomo – najlepiej wiedzieli jaka tu woda, i jak te wiatry nad nią kręcą… Na pierwszym miejscu po 10,8 metrowym przelocie ekipa „Flinstonowie i Pterodaktyl” – zobacz projekt, druga pozycja to latająca rockowa gitara „Fly’n’Roll” z Sopotu – zobacz projekt – dali przed lotem niezły koncert… i trzecie „Wściekły Wiewiór” z Gdyni – zobacz projekt.










































































Była też jedna wpadka zasadnicza. Projekt „Jumpbella” – latający słoń – kliknij tu – z od początku złamaną zasadą. Projekt ten po prostu polecieć nie mógł już z samego projektowego założenia. Nie wiem dlaczego przegapiono sprawę w przypadku słoni najważniejszą, o której przecież wiedzą wszyscy znawcy słoni. Otóż słoń z trąbą zwieszoną ku ziemi zawsze przynosi pecha… :(























Tekst i zdjęcia: Cezary Spigarski, wykorzystałem też materiały prasowe organizatora, a bojąc się o odlot z fotelem popijałem przy tym niekoniecznie energetyzujące drinki Red Bull’owe… :)