3 października br., jak co roku w pierwszą sobotę tego jesiennego już miesiąca, rozpoczęły się organizowane po raz 69. przez Yacht Klub Morski w Gdyni regaty znane pod nazwą „Błękitnej Wstęgi Zatoki Gdańskiej.” Zaczęło się dość zwyczajnie, po odprawie dla załóg uczestniczących w regatach, miała miejsce jeszcze jedna. Swoją odprawę w ramach przygotowań do zabezpieczenia ratowniczego regat przeprowadził Gdyński WOPR.
Wspólnego omówienia trasy i sposobu prowadzenia ewentualnych akcji ratowniczych podczas żeglarskich zmagań dokonali sędzia regat Bartosz Gruszka i prezes Gdyńskiego WOPR Andrzej Bełżyński, zapoznając ratowników z obowiązującymi procedurami.
Po odprawie wszyscy zajęli swoje miejsca na posterunku obserwacyjnym, szybkich skuterach, pontonie ratowniczym i największej dumie gdyńskich ratowników szybkiej jednostce „Bumer” – poczytaj o nim tu – kliknij. Mnie przypadło „zamustrować” na „Bumera” :)
Na Zatoce Gdańskiej duża fala, swoim impetem uderzająca prosto w gdyńską plażę – trudne warunki pogodowe. Na pokładzie „Bumera” oprócz fotografów w osobach pasjonatki i doświadczonego człowieka morza, kapitan statku Urzędu Morskiego w Gdyni, Grażyny Sadłoń i mojej osoby, również mała grupka początkujących adeptów sztuki ratowania życia i mienia na morzu oraz ci już znający swój fach. Za sterem prezes Andrzej Bełżyński. Tuż po wyjściu z główek mariny – odebrany sygnał o kolizji dwóch jachtów. Przez myśl przebiega mi zmartwienie – „no to po regatach”… (w sensie foto) – trzeba rozeznać sytuację i ewentualnie udzielić pomocy.
Na miejscu kolizji dwa jeszcze szczepione ze sobą jachty, na szczęście bez rozdarć burt i ofiar w ludziach. Jeden to jacht gdyńskiego Jacht Klubu Morskiego „Gryf” „Archimedes”, drugi (żółty) to jacht „Efik” Gdyńskiej Akademii Żeglarstwa – po kolizji ze złamanym masztem, ale sprawnym silnikiem. Po czas jakiś trwającej asyście, uwolnieniu jachtów i odejściu od siebie, oba rozpoczęły powrót do mariny. (Znaczy wracamy na regaty!!!). Po niedługim czasie meldunek o bezpiecznym powrocie dał przez radio „Efik”, natomiast s/y „Archimedes” poprosił o odholowanie z racji dodatkowej awarii. Jednak mylnie podana pozycja jednostki spowodowała podjęcie jej poszukiwania w granicach orłowskiego mola (na szczęście zweryfikowana bardziej intuicją Andrzeja Bełżyńskiego, niż porządną informacją radiową).
Po odnalezieniu zguby, po kilku próbach (działania utrudniała panująca wokół pogoda), udana akcja podania rzutki na pokład „Archimedesa” i pomimo niezbyt zadowolonej z obrotu spraw fali morskiej – bezpieczne odholowanie jachtu do mariny, gdzie został przejęty przez motorówkę.
Zapytany jeszcze przeze mnie Andrzej Bełżyński, tak mówił o zdarzeniu: „Mamy podobnych akcji ok. 10-15 każdego roku. Moim zdaniem bardzo ważne jest, aby na każdej jednostce na wodzie był zamontowany transponder AIS (ang. Automatic Identification System) – system automatycznej łączności, umożliwiający bardzo dokładne określenie pozycji, a przez to bardzo precyzyjne podjęcie akcji pomocowych i ratowniczych. Tego typu urządzenia są relatywnie niedrogie (koszt rzędu 2500 złotych). Im większe ryzyko – tym większa potrzeba, a dzisiaj nawet na Optymistach można je montować. Niestety przepisy nakazują ich używanie jedynie na bardzo dużych jachtach – a tych u nas niewiele… Chcę dodać, że dużą pomocą wykazała się podczas akcji kapitan Grażyna Sadłoń – doświadczenie morskie, opanowanie i pokaz umiejętności są bardzo ważne dla tych, którzy się jeszcze szkolą na naszych ratowników, a nie ma nic lepszego niż praktyczna obserwacja.„
Podczas tych regat miała jeszcze miejsce wywrotka innego uczestnika – jachtu typu 2020 o numerze burtowym 111 z Szymonem Kuczyńskim i jego mieszaną dwuosobową załogą. Przewróconemu jachtowi przez dobry kwadrans asystował gryfowski „Orion”, w oczekiwaniu na nadchodzącą pontonem pomoc ratowników Gdyńskiego WOPR. Jak mi mówił biorący udział w tej akcji Piotr Wiśniewski: „Załoga podejmowała próby postawienia jachtu, jednak silna fala była ogromną przeszkodą. Finalnie, dzięki bardzo dobrej współpracy z załogą postawiliśmy jacht przy pomocy mojego pontonu – niestety jak się okazało ze złamanym masztem. Trochę zmęczoną akcją dziewczynę wziąłem na moją jednostkę, jacht na hol i dotarliśmy bezpiecznie do mariny. Chcę podkreślić świetną postawę załogi i super klar, który zrobili, aby uniemożliwić potencjalne komplikacje naszego powrotu. Wnioskowałem też później do komisji regat o przyznanie nagrody Fair Play dla załogi jachtu „Orion” – asysta, której się podjęli skutkowała też „Czerwoną latarnią„.”
A ja? No cóż, po akcji na „Bumerze”, wróciłem do domu z myślami, że nie mam co prawda zdjęć z samych regat, ale mam bardzo ciekawy materiał, zwykle mało widoczny, jednak stanowiący świetny dokument obrazujący pracę tych, którzy potrzebującym na morzu ochotniczo pomagają.
Tekst i zdjęcia: Cezary Spigarski