16 sierpnia 2023 roku – znajdujemy się w Jacht Klubie im. Józefa Conrada w Gdańsku przy ulicy Przełom 26. W tym miejscu, w magazynach stoczniowych pracują gdańscy szkutnicy. Część z nich podjęła się realizacji odbudowy jachtu pułkownika Ryszarda Kuklińskiego (pośmiertnie awansowanego do stopnia generała brygady) „Strażnik Poranka”. Rozmawiam z zarządzającym Fundacją Jack Strong, powołaną do odbudowy tego jachtu, Leszkiem Michałem Pochroń-Frankowskim (L.F.).

Fakt, że od trzech miesięcy jacht znajduje się w swojej nowej lokalizacji (zajrzyj tu – kliknij), wydał mi się dobrym momentem zainteresowania przebiegiem prac i udziału w nich wolontariuszy.

(L.F.): Został zbudowany w 1965 roku w Stoczni Jachtowej im. Josepha Conrada w Gdańsku (dawna nazwa stoczni Stogi) jako prototypowa jednostka serii Opal, zaprojektowana przez Edmunda Rejewskiego i Wacława Liskiewicza – konstruktorów jachtów zapisanych w historii polskiego żeglarstwa. Pracują tutaj na rzecz jego odrestaurowania wykwalifikowani szkutnicy. Jednak przy tym pracują tu również wolontariusze, osoby, które trafiają, tu dzięki naszym akcjom prowadzonym przez portale społecznościowe (m.in. Facebook), przez strony internetowe, z polecenia znajomych. Z chętnymi do takiej pracy podpisujemy umowy wolontariatu, ubezpieczamy, szkolimy, dajemy narzędzia, pokazujemy na czym polegają te prace. Każdy może do nas przyjść, każdy może zobaczyć jak to jest remontować kawałek polskiej historii, jacht, który należał do bohatera Rzeczypospolitej generała Ryszarda Kuklińskiego, i w sposób żywy i namacalny wziąć udział w powrocie tej legendy, aby mogła ponownie wypełniać cele, dla których została zbudowana – do rejsów, do szkoleń, do edukacji morskiej młodych ludzi. Takie też są plany naszej Fundacji Jack Strong. Dzień dzisiejszy należy do naszych zwykłych, codziennych dni stoczniowych, miłym jego dodatkiem jest udział Pani Magdaleny Adamowicz, która będzie z nami pracować na jachcie.

Czy będziecie podpisywać umowę wolontariatu?

(L.F.): Tak. Z tej racji, że przyjeżdżają do nas ludzie bardzo spontanicznie, często bez zapowiedzi, mamy przygotowane uniwersalne wzory umów, wypełniane i podpisywane na miejscu. Oczywiście prowadzimy spis osób, które udzieliły nam w ten sposób swojej pomocy, a to ze względu, że będziemy zapraszać takich pracowników na różne uroczystości czy rejsy jachtu, niezależnie od czasu poświęconego na wolontariat.

Jaki jest obecny stan zaawansowania prac remontowych?

(L.F.): Łódka trafiła tu, na Górki Zachodnie 20 maja br. Od tego czasu szkutnicy, i w dużej mierze wolontariusze podjęli się demontażu zbędnych już, starych i nie nadających się do remontu elementów. Jacht został oczyszczony z zewnątrz i wewnątrz. Odkryta została stępka – newralgiczna część jachtu stanowiąca jego zasadniczą konstrukcję. Zostało to poddane badaniu przez Polski Rejestr Statków S.A., pełniący nadzór nad naszymi pracami. Wolontariusze wykonali zdjęcie przedłużek wręgów, zdjęcie nadłożonych planek (desek na burtach jachtu), wyjęli wzmocnienie stalowe, podtrzymujące konstrukcję całej jednostki (widoczny na zdjęciu pod rufą jachtu metalowy „szkielet” – dop. red.). Zdjęliśmy opaski z tzw. martwicy, część dziobnicy i tylnicy rufy. W tej chwili przygotowujemy się do lakierowania wewnętrznej części jachtu poniżej linii wody – te prace dzisiaj przed nami, właśnie z udziałem m.in. Pani Magdaleny Adamowicz.

Czy możemy w przybliżeniu ocenić w jakim procencie jacht jest już dzisiaj odnowiony?

(L.F.): Jest to bardzo trudne do określenia. Przy renowacji tej jednostki, nieco podobnie jak było w przypadku żaglowca „Generał Zaruski”, gdzie praktycznie został zbudowany od nowa. Wszystko wskazuje na to, że w naszej jednostce, patrząc na kadłub oceniamy, że 75-80% będzie do wymiany. Wymieniamy tu wszystkie planki poniżej linii wody, a powyżej tej linii zostają oryginalne z okresu budowy jachtu, do istniejących starych wręgów dokładamy wręgi bliźniacze. Do tych nowych wręgów zrobimy trzy nowe planki – aby wysokość burt była taka, jak oryginalnie.

Wolontariusze to bardzo ważny wkład ludzki w odbudowę, jednak oprócz tego ludzkiego zaangażowania takie działania wymagają konkretnych finansów. Jak tu sprawy wyglądają?

(L.F.): Nie będę ukrywał, że to jest największe wyzwanie. Dotyczy nie tylko nas, ale również wszystkich zapaleńców i miłośników tego typu przedsięwzięć społecznych. Tak, prosimy o wsparcie, ale też każdą osobę, która chciałaby się zaangażować, o propagowanie naszej internetowej zbiórki na stronie siepomaga.pl – kliknij. Budżet pierwszego etapu prac został określony na 100 tys. złotych, z czego ponad połowę już pozyskaliśmy, gdzie wpłaty wahały się od kilku złotych do nawet kilkunastu tysięcy zł. Wpłaty pochodzą od osób, które wsparły nas zupełnie anonimowo. Mamy też wsparcie od firm. Patronat nad naszą odbudową objęła Stocznia Conrada Marine Project Ltd. Sp. z o.o. – stocznia-matka – to na jej terenie jacht został zbudowany. Bardzo ważnym patronem, jest Związek Miast i Gmin Morskich, dzięki któremu mamy możliwość otrzymywania wsparcia od samorządów polskiego wybrzeża. Już kilkanaście gmin wpłaciło nam różnej wielkości datki, od pięciu do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Chcemy aby mieszkańcy tych gmin mogli w przyszłości wypełniać obowiązki załóg jachtu, który będzie mógł odwiedzać mniejsze porty, m.in.: Puck, Jastarnię, Władysławowo, Ustkę, a bliżej Cedry Wielkie, Błotnik czy Elbląg i Tolkmicko. Jest również z nami Fundacja LPP, Targi Gdańskie, Jarmark św. Dominika (wystawiamy się od dwóch lat i mamy możliwość kwestowania, mogliśmy też w tym roku wprowadzić gastronomię i zarobić trochę dodatkowych pieniędzy). Jesteśmy pomysłowi i wiele rzeczy realizujemy na bieżąco i spontanicznie. Potrzeb jest bardzo dużo i na razie oceniam pozyskane środki jako wierzchołek góry lodowej. Nasze zapytania ofertowe w kilku stoczniach obwieściły nam wysokości kwot remontu pomiędzy 1 milion 900 tys. do 2 miliony 400 tys. złotych. Wybraliśmy na głównego szkutnika Pana Ryszarda Cisewskiego, który 27 lat wcześniej już ten jacht remontował. Na dzisiaj w sumie zebraliśmy ok. 400 tys. złotych, co pozwoliło nam bardzo bezpiecznie rozpocząć pierwszy etap prac.

Czy po odrestaurowaniu przed jachtem Bałtyk, czy również dalsze rejony świata? Załogi stałe?

(L.F.): Jacht ma za sobą tygodniowe rejsy szkoleniowe po Bałtyku i Morzu Północnym, i myślę, że będą to akweny docelowe po odnowie. Czas pokaże jak będzie wyglądał plan rejsów w przyszłości. Pomysł na załogę jachtu jest taki, że w zasadzie do jego obsługi potrzebna jest jedna osoba, ewentualnie dwie (kapitan i sternik), czyli pomyślimy o szkoleniach dla ludzi pragnących poznać zasady żeglowania, zostać skiperami jachtowymi. W warunkach komfortowych jednorazowo w rejsie na burcie jachtu będzie mogło przebywać 8 osób.

Chwilę po naszej rozmowie pojawili się pierwsi wolontariusze z Magdaleną Adamowicz. Nie omieszkałem i Pani Magdzie zadać pytania na tę okoliczność.

Co Panią kierowało, żeby zostać wolontariuszką pracującą przy renowacji tego jachtu?

(M.A.): Głównym motywatorem dla mnie jest sama idea przyświecająca tej pracy, prześwituje tu wielka miłość do morza. Uważam, że nasze Pomorze powinno być frontem, a nie plecami do morza, promować wszelkiego rodzaju inicjatywy, szczególnie takie, które mają uwrażliwić młodych ludzi na morze. Ważnym jest przyświecająca nam, wolontariuszom, świadomość, że możemy coś dać, że młodzi ludzie mogą coś dać, ale też później z tego czerpać. Uważam, że tego typu idea, promująca społeczną pracę w grupie, połączona z obowiązkowością i przestrzeganiem zasad, a później z wypełnianiem obowiązków i współdziałaniem w załodze, daje ogromną wrażliwość i umiejętność dostrzegania wspólnych potrzeb i zachowań grupy – to wszystko bardzo łączy. Nie ma nic bardziej wartościowego, niż zbieranie tego typu doświadczeń. Mam też na uwadze, że takie działania były bardzo bliskie Pawłowi, mojemu nieżyjącemu mężowi. Uważam, że honorowemu obywatelowi Miasta Gdańska (mojego miasta), generałowi Ryszardowi Kuklińskiemu po prostu musimy oddawać nasz szacunek. To był wielki Polak, wielki patriota, a Jego działalność wymagała niesamowitej odwagi. Uważam też, że bardzo ważną sprawą dla każdego człowieka jest edukacja, w tym miejscu ta morska, kształtująca charaktery.

Inny wolontariusz, Mariusz Korzeb, tak widział swój udział: „Przede wszystkim wspaniała idea, świadomość roli, jaką będzie spełniał jacht po rekonstrukcji. Będę chciał uczestniczyć w pracach, o ile oczywiście, te prace nadzorujący Leszek Pochroń-Frankowski, będzie z mojego dzisiejszego uczestnictwa zadowolony.”

Życzę zatem wszystkim obecnym i przyszłym uczestnikom odbudowy jachtu satysfakcji z podjętych prac i doprowadzenia do zaplanowanego finału przedsięwzięcia.

Rozmawiał i zdjęcia wykonał: Cezary Spigarski

Previous

Podniesienie bandery na odrestaurowanej motorówce "Samarytanka" w Muzeum Marynarki Wojennej

Next

„To miejsce, z którego będziemy dumni”. Podpisano list intencyjny ws. budowy Muzeum Żeglarstwa Polskiego we Władysławowie

Zobacz również